czwartek, 13 sierpnia 2015

11. W porwaniu niepotrzebna jest zgoda.

  - Cześć wujku?- bardziej spytałam niż powiedziałam, spoglądając na uśmiechniętą twarz chłopaka. Nie powiem, bałam się trochę tej rozmowy. Uniosłam delikatnie kąciki ust gdy Wellinger zasiadł obok mnie, przesuwając swoją dłonią po mojej. Poczułam delikatny dreszczyk, przechodzący przez plecy.
 - Awansowałem na wujka? Ale ja za młody jestem!- przeczesał włosy przenosząc swój wzrok na mnie. Spojrzałam w jego oczy w których tańczyły malutkie iskierki. Blondyn wciągnął świeże powietrze po czym znów przeczesał włosy. To już chyba uzależnienie.- Nie wiem od czego zacząć. Chciałbym Ci tyle rzeczy powiedzieć i zadać jeszcze więcej pytać.- szturchnęłam go delikatnie w ramię łobuziersko się uśmiechając. 
 - Wystarczy że powiesz, że to co wczoraj miało miejsce mi się nie przyśniło.- zagryzłam wargę patrząc na skoczka. Chciałam go przytulić ale wiedziałam że nie mogę. Nie gdy w okół nas są setki ludzi.
 - Doszły mnie słuchy że Walter pozwolił Ci jeździć na konkursy podczas całego sezonu.- uniósł prawą brew do góry a ja pokiwałam twierdząco głową.
 - Tata mi pozwolił jednak chciałabym jeszcze spotkać się z moim lekarzem i spytać jego o zdanie.- wcześniej, zanim poznałam Andreasa nie obchodziło mnie czy takie podróże, które towarzyszą Pucharowi Świata będą źle wpływały na mój stan zdrowia, czy może nie będzie powodowało to żadnych zmian. Ojciec i tak pewnie rozmawiał o tym ze specjalistami, jednak teraz zaczęło mi zależeć. Sama chcę mieć pewność, a przynajmniej znać zdanie lekarza czy to nie będzie szkodliwe. Wreszcie Ana nabrałaś woli walki, brawo!
 - Nawet nie wiesz jak się cieszę że to słyszę. Pójdziemy do lekarza, on wyrazi zgodę a potem..- na moje policzki wkradł się zdradziecki rumieniec. Przerwałam chłopakowi uśmiechając się.
 - Pójdziemy?- na to słowo zrobiło mi się cieplej na sercu.
 - No razem. Od teraz jesteś moja i nie pozwolę żebyś zaniedbała swoje zdrowie. Dzisiaj po zawodach zadzwonisz do lekarza i umówimy się na jutro bo do południa mamy czas wolny i chcę spędzić go z Tobą. Po obiedzie wyjeżdżamy już do Niemiec, więc jeżeli będziesz mogła jechać na zawody, spotkamy się dopiero za tydzień w Klingenthal.- zrobił smutną minkę a ja westchnęłam.
 - A jak nie będę mogła? Dawno nie byłam w szpitalu.. nie wiem jakie mają dla mnie wieści.- poczułam na swojej zaciśniętej pięści ciepły dotyk skoczka. 
 - Dobre. Oby dobre.- uniósł kąciki ust próbując podnieść mnie na duchu.
 - Dobra, dosyć tego użalania się. Zadzwonię, pójdziemy, lekarz da mi zgodę i powie że mój stan jest stabilny, będziesz musiał ze mną wytrzymać cały sezon a później dopiero będziemy się martwić.- blondyn pokiwał głową na znak że się zgadza.
 - Ciociu, ulepimy bajwana?- spytała słodkim głosem Lili, która zjawiła się obok nas.- Tamtemu odpadła gjowa!- dziewczynka rozłożyła rączki robiąc podkówkę z ust.
 - Widzisz? Stracił głowę z miłości- zaśmiał się Wellinger podnosząc się z ławki i tworząc śniegową kulę. Miałam wrażenie że mała pani Morgenstern była wniebowzięta gdy Andreas wygłupiał się wraz z nią w śniegu. Widząc beztroski uśmiech dziewczynki wróciły wspomnienia z czasów gdy to mój tata zabierał mnie na skocznię, z czasów gdy jeszcze nie wiedziałam co to białaczka.
 - Muszę iść już się przebrać moje panie.- skoczek przykucnął przy Lili, poprawiając czapkę która zasłaniała jej oczka.- Pilnuj cioci Any żeby była grzeczna.- "wyszeptał" małej do ucha puszczając oczko. Rozbawiona pokręciłam głową i pokazałam mu zaciśnięte kciuki.
 - A gdzie jeśt tatuś?- spytała blondynka rozglądając się dookoła. 
 - Wiesz skarbie, chyba jest w domku z wujkiem Stefanem. Jeśli chcesz możemy do niego iść bo jeszcze nam się przeziębisz.- złapałam ją za rączkę kierując się do ciepłego pomieszczenia.
 - I kto by Cię wtedy pijnował?- dziewczynka cicho zachichotała a ja jej zawtórowałam. Drugą serię oglądałam z Samantą, kłócąc się kto zajmie pierwsze miejsce. Moja wiara w Simona chyba dodała mu skrzydeł ponieważ poleciał tak daleko, że serce zatrzymało mi się przy lądowaniu. Punktów za styl dużo nie dostał jednak odległość zrobiła swoje. Austriacy otarli się o podium jednak Kasai i nie kto inny jak Wellinger byli minimalnie lepsi. Ammann i Andreasa na podium.. chyba nic lepszego nie mogło się wydarzyć. Przy skoku mojego skoczka tak głośno krzyczałam że nie wiem co było potem gorsze, ból gardła czy narzekanie Sami na ból uszu. Gdy już się zrobiło ciemno, po konferencji, milionach rozdanych autografach i wywiadach, dopchałam się z moją towarzyszką do Stefana i Michaela.
 - I jak wy te kciuki żeście za nas trzymały?- na przywitanie syknął Kraft.
 - Tak jak wy żeście skakali.- Sami wystawiła mu języka za co oberwała śnieżką.
 - Nienawidzę Cię Kraft.- warknęła strącając biały puch ze swojej kurtki.
 - A ja was kocham.- powiedział Hayboeck obsypując nas wszystkich śniegiem. Wariaci. Tylko to słowo przychodzi mi na myśl gdy przebywam w ich towarzystwie. Było już dość późno więc nie chcąc przeszkadzać chłopakom w pakowaniu, odeszłyśmy na bok spoczywając na ławce. Kibiców już prawie nie było, na obiekcie kręcili się tylko administratorzy i skoczkowie pośpiesznie pakując swoje sprzęty i zabierając torby. Miałam piękny widok na skocznię której jeszcze nie widziałam w mroku. Oświetlona robiła ogromne wrażenie. Z podziwu wyrwała mnie śmiech siedzącej obok brunetki. Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam machającego nam Andreasa, który zmierzał w naszym kierunku.
 - Przyszedłem panią porwać.- powiedział patrząc mi prosto w oczy. Zdziwiona przeniosłam wzrok na Samantę, która wyraźnie próbowała coś powiedzieć Wellingerowi. Co oni knują..
 - O tej porze? Nie jestem pewna czy mój tata się zgodzi.- jest wcześnie jednak zapadła całkowita ciemność a niemiecki autokar był już gotowy do odjazdu pod hotel.
 - W porwaniu niepotrzebna jest zgoda.- złapał mnie za rękę zmuszając do wstania z ławki.
 - Tylko oddaj ją przed północą.- powiedziała roześmiana Samanta, przyglądając się całej sytuacji.
 - Hallooo, a mój tata i twój autokar? Nie powinieneś wracać już do hotelu?- miałam wrażenie że jestem jedyną osobą z naszej trójki, która nie jest wtajemniczona w jakiś tajny plan.
 - Spokojnie An, o nic się nie martw.- powiedział ciepłym głosem Andreas i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego posyłając moim towarzyszom przyjacielski uśmiech.
 - Bawcie się dobrze!- krzyknęła Sami powili się od nas oddalając. Pewnie to ona rozmawiała z moim tatą i dzięki niej mogę wrócić później. Tylko jak Andreas przekonał trenera że wróci później do hotelu?
 - Więc dokąd mnie porywasz?- oderwałam się na chwilę od mojego skoczka posyłając mu pytające spojrzenie, ale w odpowiedzi ujrzałam tylko jego tajemniczy uśmiech.






Witam drogie panie ;3 Jesteście bardzo czy tylko trochę złe? 
Baardzo rzadko dodaję nowe rozdziały, wiem jestem beznadziejna ale moja wena wyjechała na jakieś bardzo długie wakacje. Jeżeli ktoś ja spotka to proszę mi ją tutaj przyprowadzić xD 
Kiedy następny rozdział? Cóż.. oby szybciej niż ten. Chciałabym skończyć bloga do końca wakacji ale jeżeli pisanie będzie mi szło tak słabo jak teraz to nie wiem czy w ogóle mi się to uda. 
Pozdrawiam ;**
PS. I znów zapomniałam... DZIĘKUJĘ ZA PONAD 20tyś wyświetleń - jesteście najlepsze!! ♥

wtorek, 7 lipca 2015

10. Nie wiesz że dzieci nie powinno się wychowywać w kłamstwie?

*Andreas: W drodze powrotnej do hotelu cięgle miałem przed oczami obraz śpiącej Any, która nie chciała wypuścić mnie z objęć. Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie wczorajszej nocy, jednak wiem że czekam nas poważna rozmowa. Boję się o nią. Może jest silna, dzielna i na pierwszy rzut oka pełna optymizmu ale jest delikatna, nie ma w niej woli walki. Martwię się o nią. Jestem pewien że Walter pomaga jej, troszczy się o nią jak nikt inny ale ona nie chcę tej pomocy, nie chcę dopuścić myśli że wyzdrowieje i maskuje wszystkie swoje słabości, złe samopoczucie, zasłabnięcia. Musi odnaleźć motywację.. Nim się spostrzegłem byłem już na miejscu i najciszej jak tylko potrafię wkradłem się do pokoju nie budząc przy tym śpiącego jeszcze Marinusa. Położyłem się do łóżka jednak myśl o pewnej wrażliwej blondynce nie dawała mi usnąć. Kocham ją.               
*Ana: Nawet nie pamiętam kiedy ostatnim razem obudziłam się taka szczęśliwa. Mimo tego że bałam się reakcji ojca gdy dowie się o tym jakie relacje łączą mnie z Wellingerem i samego spotkania z chłopakiem, to nie mogłam się doczekać zawodów. Niezbyt wiedziałam jak mam się zachować przy Andreasie jednak musimy wszystko wyjaśnić i ustalić. Nie wiem czy sam skoczek ma świadomość w co się pakuję. Obiecałam sobie że powiem Walterowi o tym, że mimo stabilnego stanu często tracę siły i "odlatuję", że będę regularnie chodziła na wizyty do szpitala i zacznę się starać jednak w moim przypadku każdy dzień jest wyzwaniem i nie wiadomo które będzie ostatnie. Z wyjazdami na PŚ mogę się pożegnać, co za tym idzie nie będę widywała się z moim skoczkiem. On się uczy i mieszka w Niemczech, ja nie widzę możliwości opuszczenia Austrii. Jednak gdyby znalazł się dawca, bez namysłu zgodziłabym się na przeszczep a wtedy gdyby Wellinger myślał o nas poważnie wszystko mogłoby skończyć się inaczej. Mimowolnie uśmiechnęłam się spoglądając na róże które zajęły honorowe miejsce tuż przy moim łóżku w flakonie i zeszłam na dół aby przygotować sobie posiłek.
 - Co my tutaj mamy?- westchnęłam cicho, zaglądając do lodówki.- Ser, sałata, masło.. chyba będzie- wyjęłam potrzebne produkty, jednak zanim zaczęłam sporządzać kanapki, włączyłam pierwszą lepszą stację radiową. Po posileniu się wzięłam odpowiednie leki i zadzwoniłam do ojca. - Za ile będziesz w domu? Halooo?- przedłużyłam ostatnią głoskę i uśmiechając się do słuchawki. 
 - Córciu nie mogę teraz rozmawiać, będę za niedługo, szykuj się bo musimy na skoczni być wcześniej. Kocham Cię.- mężczyzna powiedział na jednym wdechu, najwyraźniej na prawdę nie mógł rozmawiać.
 - Ok, ja Ciebie też.- pożegnałam się z rodzicem zanim spostrzegłam że połączenie zostało już zakończone. Czas do zawodów zleciał mi bardzo szybko ponieważ usnęłam na kilka godzin przed wydarzeniem. Pod skocznią byliśmy zanim pojawili się skoczkowie, nawet Samanty jeszcze nie było. Poszłam na trybuny przyglądając się zgromadzonym już kibicom, czekającym na otwarcie bram. Niektórzy mieli wielkie transparenty z zabawnymi napisami, jeden był chyba zrobiony z prześcieradła z napisem "Mamo żyję!" niczym na festiwalu Woodstock. Pewna wysoka brunetka trzymała tabliczkę z napisem "Schlieri wyjdziesz za mnie?". Uśmiechnęłam się nieznacznie, przypominając sobie małą siebie gdy napisałam kredką na ścianie "Simi  leć daleko!". Moją przypominajkę przerwały krzyki kibiców biegnących w stronę barierek po jak najlepsze miejsce. Doszedł mnie też krzyk Sami, która z daleka mi machała. Uśmiechnęłam się łobuzersko i schyliłam aby zebrać trochę białego puchu. Ulepiłam zgrabną kulkę, przymierzyłam się i rzuciłam śnieżkę jak najdalej umiałam a dziewczyna zaczęła gestykulować coś rękoma. Wyglądało to komicznie dopóki śnieżka nie uderzyła prosto w twarzy mężczyzny wychodzącego z domku tuż koło Samanty. Przygryzłam zdenerwowana dolną wargę i szybko podbiegłam do mojej "ofiary" i dziewczyny odgarniającej nieznajomemu śnieg z policzków. Gdy podeszłam do śmiejącej się dwójki osłupiałam.
 - Nie wierze..- cicho wyszeptałam z nadzieją że Thomas tego nie usłyszał. Tak, Thomas Morgenstern! Pogroził mi palcem po czym słodko się uśmiechnął.
 - Ta śnieżka w twarz to taki wasz rytuał powitalny?- zaśmiał się blondyn, puszczając oczko do Samanty, która zawtórowała mu tym samym, a ja gapiłam się na nich z niedowierzaniem. Oni się znają?! 
 - An uważaj bo się obślinisz.- przyjaciółka szturchnęła mnie w ramie wywołując u mnie rumieńce.
 - Nie śmieszne.- zmrużyłam oczy patrząc na szatynkę i przeniosłam wzrok na skoczka. - Bardzo Pana przepraszam, to było nie celowe. Znaczy celowe ale miało uderzyć Sami.- nieudolnie próbowałam się wytłumaczyć ale jak skoro metr ode mnie stał mój drugi największy idol, zaraz za Ammannem?
 - Nic się nie stało, przeżyłem już bliższe spotkania ze śniegiem.- skoczek był przesympatyczny i naładowany pozytywną energią a do tego dużo przystojniejszy niż w telewizji.  jak prawie 3/4 jego kolegów.- I tylko nie "pan", jestem aż taki stary? Mów mi Morgi.- podał mi rękę i obdarował przyjaznym uśmiechem.
 -Miło mi, Ana.- uścisnęłam jego dłoń i szeroko uśmiechnęłam.- Tak w ogóle masz przyjemność poznać swojego najwierniejszego kibica!- podczas rozmowy jak zdołałam wywnioskować Samanta poznała się z Mrgensternem podczas sesji zdjęciowej do gazety, w której Sami jest zatrudniona a raczej - jak ona twierdzi - uczęszcza na praktyki.
 - Tato, tato!- usłyszałam wesoły, dziecięcy głosik i spojrzałam na dziewczynkę ciągnącą Thomasa za rękaw kurtki. 
 - Słucham księżniczko.- powiedział uśmiechnięty, podnosząc Lili na ręce. Jego córeczka była śliczna i bardzo urocza, nie trudno się domyśleć po kim. 
 - Bo Wujek Kjaft powiedział źe lata dalej do Ciebie! Pjawda że Ty latasz najdalej?- dziewczynka mówiła z takim zaangażowaniem że mieliśmy niezły ubaw. 
 - Nie mówi się wujek Kraft tylko wujek Stefan kochanie. Oczywiście że ja dalej latam!- powiedział tak głośno by siedzący w domku obok nas Stefan mógł to usłyszeć.
 - Nie wiesz że dzieci nie powinno się wychowywać w kłamstwie?- zawitał do nas uśmiechnięty brunet przejmując Lili z rąk Thomasa i podrzucając do góry, co wywołało fale śmiechu u dziewczynki. Staliśmy tak dłuższą chwilę po czym mała pani Morgenstern nieśmiało chwyciła mnie za rękę i błagalnym tonem spytała czy się z nią pobawię bo"wujek Kraft poszedł ćwiczyć żeby być lepszy od tatusia". Spojrzałam pytająco na ojca dziewczynki który posłał mi uśmiech i z chęcią wyraził zgodę. Ja zaś zawszę lubiłam się bawić z dziećmi i myślę że miałam z nimi dobry kontakt więc dla mnie była to czysta przyjemność bawić się z takim słodkim maluchem. 
 - Ale powie mi pani jak będzie leciaj wujo Szfili i Klaft? I wujek Miśi! To śą najlepsi pszijaciele tatusia, oni są śuper!- dziewczynka entuzjastycznie klasnęła w ręce a ja cicho się zaśmiałam.
 - Oczywiście kochanie. I jeśli chcesz mów do mnie Ana.- przyjacielsko się uśmiechnęłam i zaczęliśmy robić to, co dzieci zimą lubię najbardziej zaraz po sankach. Lili nazbierała dużą kupkę śniegu a ja zaczęła formować z niej trzy kule. Co chwilę spoglądałam na skocznię oraz na telebim sprawdzając wyniki oraz to, kto zaraz będzie skakał.
 - Zobacz Lili, znasz pana Thomasa Dietharta? Właśnie skaczę.- wskazałam palcem na rozbieg skoczni a dziewczynka pokazała mi rządek swoich białych mleczaków. 
 - To jeśt wujek od świnki.- skok Austriaka był przeciętny jednak dziewczynka tuż po wylądowaniu skoczka zaczęła skakać i bić brawa. Ona jest niesamowita! A tak prawdę mówiąc też chciałabym mieć takich wujków jak ona. Pierwsza seria zleciała dość szybko, prowadził Rune Velta a tuż za nim Noriaki Kasai oraz Michael Hayboeck. Wellinger uplasował się na 5 miejscu co jak dla mnie było również bardzo dobrym wynikiem. Gdy kończyłyśmy z małą nasze arcydzieło co chwilę rozglądałam się za Andreasem, przed zawodami nawet nie zdążyłam mu życzyć powodzenia, ba nawet go nie widziałam. Lili widząc co chwilę przechodzących koło niej "latających panów" zostawiła bałwana i uznała za ciekawsze przybijanie piątek, więc korzystając z chwili odpoczynku usiadłam na ławce. Nim na dobre zdążyłam się rozsiąść ktoś od tyłu zasłonił mi rękoma oczy a moje kąciki ust powędrowały do góry. Albo ktoś z Austria Team albo..
 - Ciociu czy to jeśt wujek?- zanim zdążyłam coś powiedzieć "tajemniczy" żartowniś uwolnił moje oczy próbując pohamować śmiech. Niepewnie odwróciłam się w stronę Wellingera i również zaczęłam się śmiać. Dziewczynka pokiwała głową i nie dostając odpowiedzi wróciła do poprzedniego zajęcia. 
 - Cześć wujku?- bardziej spytałam niż powiedziałam spoglądając na uśmiechniętą twarzy chłopaka.








Hej. Cześć. Witam ponownie? Ok, kompletnie nie wiem jak zacząć :(  Nie było mnie tu kupę czasu i nie oczekuję że ktokolwiek będzie jeszcze chciał to czytać, jednak nie mogłam tak zostawić tego bloga, tak bez dokończenia. Byłabym nie sobą. 
Ktoś? Coś? 
Buziaki ;**

sobota, 21 marca 2015

9. Chyba pani trochę zmarzła.

 Czasem ogarnia nas takie fatum że gdy chcemy zrobić coś dobrego, ranimy przy tym wszystkich dokoła łamiąc im serca - jak się okazuję - tylko po to, by ocalić swoje. A potem? Potem wyrzuty sumienia i poczucie winy miażdży nas od środka, nie dając zapomnieć jak wielki błąd popełniliśmy. Dokładnie tak czułam się tego wieczoru, siedząc na łóżku gdy nie mogłam wymazać z pamięci tego, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Wciąż czułam na sobie przyjemny dotyk warg Andreasa, jednak malujący się przede mną widok smutnych, wypełnionych bólem tęczówek chłopaka sprawiał że czułam się okropnie. Pierwszy raz w życiu byłam tak rozerwana, zalewała mnie fala pytań. Czy na pewno dobrze zrobiłam odsuwając go od siebie? Mówiąc żeby zapomniał o tym co miało miejsce w domkach a sama tego nie zrobiłam? Może nawet tego nie chciałam? Wellinger stał się dla mnie kimś ważnym i musiałam się z tym pogodzić, nie mogę uciekać przed tym co czuję bo "tak jest łatwiej". Właśnie dla niego powinnam nabrać chęci do walki nie tylko o swoje zdrowie ale też o nasze szczęście. Właśnie przy nim byłam szczęśliwa i wiem że on czuł to samo więc dlaczego mam go odtrącić skoro nic jeszcze nie jest przesądzone? Po moim policzku nie spływały już słone krople a pięści były lekko zaciśnięte. 
 - Chyba komuś należą się przeprosiny.- wyszeptałam głęboko oddychając i złapałam za telefon by po chwili znów znalazł się na nocnej szafce. No tak.. po pierwsze wypada przeprosić go osobiście zresztą nawet nie wiem czy chciałby ze mną rozmawiać. A po drugie powinnam dać mu trochę czasu, niech sobie wszystko poukłada i przemyśli, może da nam drugą szansę? Po całym tym monologu postanowiłam udać się do łazienki i zmyć z siebie wszystkie emocje które dzisiaj mi towarzyszyły. Napełniłam wannę ciepłą wodą i zamoczyłam w niej swoje stopy gdy z pokoju doszedł dźwięk przychodzącego sms'a. Oczywiście moja leniwość nie pozwoliłam mi wyjść z cieplutkiej kąpieli więc dopiero po 20 minutach opuściłam łazienkę. Po rozczesaniu włosów usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki mojego samsunga. Bez namysłu otworzyłam wiadomość, jednak widząc nadawcę przez chwilę zamarłam. Niepewnie przeczytałam krótką treść po czym czułam jakby ktoś zdjął mi worek kamieni z serca a kąciki ust nieznacznie się podniosły.
                                                           "Dobranoc Ano" 

 Czyli opcję "udajemy że się nie znamy" mogę wykluczyć. Nie chciałam naciskać jednak moja ciekawość była silniejsza i postanowiłam zadać Andreasowi ważne pytanie choć obawiałam się odpowiedzi. 
                                                            "Jesteś zły?"
Wzdrygnęłam się gdy zamiast dzwonka sygnalizującego przychodzącą wiadomość z głośnika urządzenia zabrzmiała dobrze znana mi piosenka. Głośno przełknęłam ślinę, naciskając zieloną słuchawkę. 
 - Andreas strasznie Cię przepraszam, zachowałam się okropnie.- powiedziałam drżącym głosem jak w kącikach oczu gromadzą mi się łzy. 
 - Heej, spokojnie.- ton jego głosu był opanowany i ciepły.- Ubierz coś na siebie i wyjdź na taras. Musisz poznać Łysego.- trochę zdziwiona słowami chłopaka uniosłam brwi jednak bez wahania zrobiłam to, o co prosił.
 - Skąd wiesz że mam taras?- spytałam automatycznie, dopiero po chwil spostrzegając że wypowiedziałam to na głos. Do moich uszu dotarł odgłos ciężkiego wzdychnięcia, mimowolnie się uśmiechnęłam będąc pewna że chłopak właśnie przewraca oczami
 - Unieś głowę i spójrz na Księżyc. Prawda że jest piękny? Dzisiaj wypada pełnia, dlatego jest taki błyszczący i jasny ale.. gdy popatrzysz na niego za dwa, czy trzy miesiące będzie mniej widoczny i już nie tak "piękny". Jednak on zawsze tam będzie. Zawszę taki sam i gdziekolwiek byś nie była, czy dwa metry ode mnie, czy na drugim końcu świata zawsze będziemy patrzyli na ten sam punkt na całym niebie. Jeżeli kiedyś będziesz chciała mi coś powiedzieć albo będziesz tęsknić powiedz to Łysemu a on mi przekaże, to jest mój tajny agent.- na chwilę zamilkł a ja jak zaczarowana wpatrywałam się ku górze, rozkoszując się tą cudowną chwilą. Gdy wsłuchiwałam się w to co skoczek mówił, a raczej w jaki sposób to czułam się jak prawdziwa Księżniczka którą z szarej rzeczywistości chociaż na chwilę wybawił prawdziwy Książę.- Chyba niezbyt udany ze mnie romantyk.- dodał trochę jakby nieśmiało?
 - Wiesz co Łysy.. chciałabym żebyś przekazał coś pewnemu uroczemu i bardzo kochanemu chłopakowi.- mówiłam spoglądając na Księżyc zeszklonymi oczami, cały czas trzymając przy uchu komórkę.- Poznałam go stosunkowo niedawno, był trochę zbyt pewny siebie i zadziorny jednak w środku to na prawdę bardzo dobry i opiekuńczy człowiek. Przez ten krótki czas bardzo się z nim zżyłam chociaż nie zawszę to pokazywałam i zachowałam się nie fair co do niego. Wiem że na to nie zasługuję ale spytasz się go czy da mi jeszcze jedną szansę żebym to naprawiła? Czy da ją nam..- pociągnęłam nosem gdy połączenie zostało zerwane. Czyli nie? Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i schowałam telefon do kieszeni otulając się za dużym, ciepłym swetrem. Nagle poczułam jak ktoś obejmuję mnie w tali ale byłam tak sparaliżowana że nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu. 
 - Chyba pani trochę zmarzła.- usłyszałam tuż przy swoim uchu a na szyi czułam rytmiczny oddech chłopaka. Szybko się odwróciłam i zawiesiłam na szyi skoczka. 
 - Ale.. ale jak?- spytałam zaskoczona, a blondyn okręcił się dookoła własnej osi trzymając mnie w górze.
 - Tajemnica.- puścił mi oczko.- Podobno czasem ludzie robią dla drugiej osoby różne dziwne, dla niektórych szalone rzeczy pod wpływem gromadzących się emocji ale jak to się nazywało..- przeczesał palcami swoje włosy a ja ujęłam jego twarz w ręce. Przejechałam palcem po jego dolnej wardze czująca na sobie jego przeszywający wzrok. Złożyłam na jego ustach nieśmiały pocałunek który po chwili pogłębił. Nie był on tak zmysłowy jak wcześniej, jednak nadal uginały mi się kolana a w brzuchu latało stado motyli. Andreas splótł nasze dłonie całując mój  dekoltszyję, aż przeszedł do ust delikatnie zagryzając moją dolną wargę a ja coraz mocnej ściskałam jego dłoń. Gdy byliśmy już w środku pchnęłam nogą tarasowe drzwi, nie chcąc aby ominęło mnie choćby jedno, najmniejsze muśnięcie jego ust. W przerwie między krótkimi ale zmysłowymi pocałunkami rozpięłam guziki jego koszuli odsłaniając idealnie wyrzeźbiony tors skoczka który nie pozostał dłużny i bez żadnych trudności pozbył się górnej części mojej garderoby. Przystopowałam na chwilę mierząc wzrokiem stojące przede mną 65 kg szczęścia widząc że blondyn robi to samo. 
 - Kocham Cię Wellinger.- powiedziałam prawie niesłyszalnie unosząc kąciki ust. Chłopak oparł swoje czoło o moje a ja zamknęłam powieki. 
 - Ja ciebie też Hofer.- wyszeptał wprost w przy moich ustach które znów stworzyły wybuchową całość z jego wargami. Wplątałam dłoń w jego blond kosmyki pomrukując z rozkoszą. Andreas złapał mnie w tali i podniósł tak bym mogła uwiązać się nogami na jego biodrach coraz namiętniej całując. Oboje opadliśmy na łóżko zdejmując zbędne ubrania. Na karku chłopaka zacisnęłam swoje paznokcie będąc pewna że czerwone kreski szybko nie znikną. Nieznanie dotąd prze zemnie uczucie spowodowało wewnętrzną eksplozję przyjemności. Czy znałam Wellingera zbyt krótko żeby zdać się na taki wielki krok? Zdecydowanie tak ale przy nim traciłam wszystkie hamulce a rozum przestawał normalnie funkcjonować. Czułam że to jest właśnie ten chłopak i to właśnie jemu chciałam się oddać a jeśli nie teraz to nigdy. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, zmęczenie było ogromne a ja nie zamierzałam z nim walczyć. Usnąć w ramionach ukochanego po magicznej nocy.. jeżeli to jest miłość to nie chcę aby trwała jak najdłużej. Rano obudziły mnie hałas na schodach jakby stado słoni próbowało się dostać na parter. Rozciągnęłam się, leniwie otwierając oczy które zostały porażone przez siarczyste promienie słońca. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru i podniosłam się do pozycji siedzącej spostrzegając że czegoś brakuję. Telefon jest, ubrania są na podłodze.. Andreas! Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu jednak nie było ani chłopaka, ani jego części garderoby za to na szafce tuż przy komórce leżał bukiet pięknych, czerwonych róż z przyczepioną karteczką. 


"Dzień dobry Królewno! Przepraszam że tak bez pożegnania ale nie chciałem żeby twój tata nas przyłapał a nie miałem serca Cię budzić :) 
PS. Mam dzieję że sąsiadka się nie pogniewa."

Zmarszczyłam brwi czytając odnośnik liściku i powąchałam kwiaty które tak lubiłam po czym przyjrzałam im się dokładniej i podeszłam do tarasu. Wychyliłam głowę za drzwi i wybuchnęłam śmiechem widząc opustoszony ogród sąsiadki. 






Trochę mnie tutaj nie było i bardzo Was za to przepraszam oraz za to że mam mały poślizg w Waszych blogach i ogólnie za to u góry :/ Pozostawiam to bez komentarza za to z chęcią poznam Waszą opinię :D
Co do dzisiejszego konkursu w Planicy.. tam zawszę wiatr płata figle ale (jak dla mnie) podium wyborowe <3 Ogromnie cieszę się ze skoków Jurija Tepesa bo pokazał na co go stać i z postawy Prevca,który nadal walczy o Kryształową Kulę! Nie chcę być subiektywna ale GoGoPeter!! xD 
I jak już pewnie wiecie, swoją karierę kończy Anders Bardal czyli kolejny skoczek mojego dzieciństwa :( Darzę go ogromnym szacunkiem i skoro czuję się spełniony to zostaję mi jedynie podziękować za tyle lat wspaniałego skakania! <3 Chciałabym również powiadomić Was że ogromne trudności sprawia mi pisanie kolejnych rozdziałów tutaj. Brak weny łączy się z brakiem czasu i.. za niedługo mam zaplanowany koniec opowiadanie ale póki co, miłego czytania :* 


niedziela, 1 marca 2015

8. Na cztery cechy mamy trzy wspólne.

 Druga seria była jeszcze bardziej ekscytująca od pierwszej. Warunki dla każdego były mniej więcej takie same, jednak na nic zdało się moje kibicowanie ponieważ Michael z pierwszego miejsca jakie zajmował po pierwszym skoku spadł na trzecie tuż przed Andreasem, co szczerze mówiąc mnie napawało dumom. Zwycięzcą dość niespodziewanie okazał się Roman Koudelka a drugi był Stefan Kraft! Dla moich rodaków był to naprawdę udany początek sezonu, aż 4 z nich znalazło się w pierwszej 15 no i podium Stefana. Zaraz po dekoracji zeszłam z trybun i ruszyłam na poszukiwanie moich skoczków. Oczywiście mówiąc "moich" mam na myśli Schlierenzauera, Krafta i Hayboecka z którymi najlepiej się dogadywałam.. no, może oprócz Wellingera. Nie trudno było ich znaleźć bo z daleka słychać było wesołe okrzyki i śmiechy dochodzące spod ich domku. 
 - A co to za nielegalne zbiorowisko?!- podeszłam bliżej szturchając przy tym zaczepnie w ramię Michael.
 - Młoda, nie rozbijaj się.- szeroko się uśmiechnął a ja zagryzłam wargę żeby zachować powagę. 
 - Mów do ręki.- przysunęłam dłoń do twarzy blondyna a Stefan z Gregorem zaczęli cicho chichotali. 
 - Ty, Pani Mondralińska, dzieci i kobiety głosu nie mają.- dalej się ze mną przedrzeźniał z cwaniackim uśmiechem na ustach. 
 - Ja bym ją zaliczył do dzieci.- wtrącił Schlieri z miną eksperta. 
 - Ja też, chociaż niczego jej nie brakuje.- Stefan zlustrował wzrokiem moją figurę po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Bardzo powoli, niezauważalnie dla chłopaków odsunęłam się od nich na jakieś 3 metry uśmiechając się do przechodzących obok Japońskich zawodników. 
 - An, co ty robisz?- spytał zdziwiony Michi a ja wysiliłam się na słodki ton głosu.
 - Udaję że Was nie znam bo ludzie patrzą.- ledwo co powstrzymałam śmiech widząc ich litościwe spojrzenia. 
 - Ejj, ludzie którzy patrzą, ta dziewczyna to nasza przyjaciółka! Ona mnie koochaa!- dość głośno zawołał Gregor a ja kucnęłam, zasłaniając czerwoną od śmiechu twarz. Kilku ze skoczków którzy słyszeli to "wyznanie miłości" zaczęło bić brawa a cała nasza czwórka zaczęła chichotać. Chyba nie znam większych wariatów od nich. Gdy po skończonej pracy dołączyła do nas Sami czułam się jakbyśmy byli paczką przyjaciół z podstawówki która spotkała się po latach. Kraft wrzucił Samantę w zaspę żeby móc zaprosić ją na gorącą czekoladę a Gregor z Michaelem mianowali mnie maskotką narodową Austrii. Zastanawiałam się tylko dlaczego ja ich nie poznałam wcześniej? Po kilkudziesięciu minutach wygłupów chłopaki poszli pakować swój sprzęt a ja z moją panią fotograf zaczęłyśmy oglądać zdjęcia z dzisiejszego konkursu. Kątem oka zauważyłam Andreasa idącego gdzieś z torbą i słuchawkami na uszach. Był bardzo poważny, a może nawet zły, choć dla mnie to czwarte miejsce było imponującym wynikiem jak na pierwsze skoki. Blondyn chyba wyczuł moje spojrzenie bo odwrócił głowę w naszą stronę i przelotnie się uśmiechnął. 
 - Halo, An. Nie odpływaj.- potrząsnęłam delikatnie głową na słowa przyjaciółki i wróciłam do oglądania fotografii, gdy dziewczyna odsunęła aparat.- No idź do niego!- szturchnęłam mnie łokciem a ja posłałam jej pytające spojrzenie, udając że nie wiem o co jej chodzi jednak przed Sami nie dało się nic ukryć. 
 - Jesteś kochana.- dałam brunetce buziaka w policzek po czym dodałam.- Zaraz wracam.- wstałam z ławki i starałam się dogonić skoczka, który zniknął z mojego pola widzenia. Dałam kilka kroków w prawo a moim oczom w oddali ukazała się żółto-czerwona kurtka chłopaka więc postanowiłam złapać Niemca nim go zgubię. 
 - Jezu, Andreas to nie maraton.- złapałam go za ramię i głęboko oddychałam bo tępo mojego marszu było zdecydowanie zbyt szybkie. 
 - Przepraszam, nie wiedziałem że przyjdziesz.- delikatnie się uśmiechnął a ja się zachwiałam.- Wszystko dobrze? Choć, usiądziemy. Nie możesz tu tak stać.- dałam kilka kroków opierając się o skoczka jednak znów straciłam równowagę. Omal nie upadłam na ziemię jednak silne ramiona skoczka mnie od tego uchroniły. Wellinger bez żadnego słowa mocno mnie objął i uniósł do góry, idąc w stronę pierwszego z domków. 
 - Nic mi nie jest, dam radę.- próbowałam dotknął nogami podłoża ale piorunujący wzrok skoczka mówił sam za siebie. Gdy dotarliśmy do celu Andreas bardzo ostrożnie położył mnie na kozetce stojącej w roku pomieszczenia.- Dziękuję.- cicho powiedziałam i ścisnęłam poduszkę.
 - Na pewno wszystko w porządku? Może chcesz coś ciepłego do picie, jedzenia, cokolwiek?- spytał z troską a ja zatopiłam się w jego błękitnych tęczówkach wypełnionych tyloma uczuciami. 
 - No coś ty, nie chcę Cię wykorzystywać.- uniosłam kąciki ust.- Wszystko ok, tylko muszę chwilę odpocząć. To zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień.- potarłam dłońmi szczypiące policzki i zdjęłam czapkę. 
 - Ok, skoro nie chcesz to będę musiał sam zjeść te pyszne faworki.- Adni wzruszył ramionami i wyjął ze swojej torby pudełko w którym zapakowane były wypieki. 
 - Frytki i ketchup też tam masz?- zaśmiałam się pod nosem a blondyn szeroko się uśmiechnął. 
 - Nie ale coś słodkiego może by się jeszcze znalazło.- pokręciłam głową z niedowierzaniem i sięgnęłam do pudełka z którego wydobywał się ten aromatyczny zapach, jednak chłopak je odsunął.- Nie, ty przecież nie chciałaś.- powiedział z pełną buzią a ja prychnęłam śmiechem. Ostatecznie Andreas podzielił się jedzeniem choć jak twierdzi "z ciężkim sercem" za co dostał cios poduszką. Podczas spożywania posiłku żadne z nas się nie odzywało, od czasu do czasu zerkając na siebie i wymieniając uśmiechami. Gołym okiem było widać że skoczek również nie lubi takiej ciszy więc nie mogąc już wytrzymać, otrzepałam ręce z cukru-pudru i zadałam pytanie które trochę mnie nurtowało.
 - Andreas? Wszyscy skoczkowie są tacy jak ty?- podparłam głowę dłońmi a blondyn posłał mi pytające spojrzenie. 
 - Tacy jak ja czyli..?- ułożył się w dokładnie takiej samej pozycji i uniósł brwi.
 - Sympatyczni.- uśmiechnęłam się bawiąc wisiorkiem.- Chodzi mi o charakter że nie wywyższają się, lubią bawić.. Chociaż w to ostatnie to nie wątpię.- Wellinger wyraźnie stłumił śmiech a ja złapałam go za nadgarstek odsuwając go od twarzy i położyłam głowę na jego kolanach patrząc wyczekująco.
 - No więc tak..- wziął głęboki oddech i zaczął przybliżać mi sylwetki wszystkich skoczków z którymi miał okazję bliżej się poznać.Mówił z takim zaangażowaniem niczym na ustnej maturze z niemieckiego a ja słuchałam z zaciekawieniem, kątem oka badając każdy centymetr twarzy skoczka. Większość mężczyzn których mi opisywał zdawało mi się że znam doskonale a jednak ciężko było mi wierzyć w niektóre anegdoty. Cały czas leżałam na nogach chłopaka a ten bawił się moimi włosami co wywoływało uczucie zadowolenia czy może bezpieczeństwa, nie wiem. 
 - A słynny team Austria jest Ci chyba znany aż za dobrze.- cicho się zaśmiał a ja mu zawtórowałam przypominając sobie rozmowę z moimi skoczkami. 
 - A ty?- niechętnie podniosłam się z kolan blondyna i usiadłam po turecku.- Teraz opowiedz mi o sobie.- zaprezentowałam rząd swoich białych zębów.
 - Nie lubię mówić na swój temat, myślę że znasz mnie bardzo dobrze.- uśmiechnął się ale ja nie dawałam za wygraną przeszywając go wzrokiem.- Młody, przystojny, wysportowany, zabawni i przystojny, wystarczy?- przeczesał dłonią włosy a ja wybuchnęłam śmiechem.
 - Tak, co do tego że zabawny nie mam wątpliwości.- powiedziałam złośliwie a chłopak uważnie mi się przyglądał.
 - No, teraz twoja kolej.- mrugnęłam kilka razy nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Byłam osiemnastoletnią nudziarą chorą na białaczkę bez życia towarzysko-kulturalnego.
 - Na cztery cechy mamy trzy wspólne.- uniosłam kąciki ust starając się nie pokazać zmartwienia. 
 - Zawszę twierdziłem że jesteś przystojna.- złapał moje policzki w ręce ściskając je w tak zwany kształt rybki po czym się roześmiałam.
 - Wiesz, lubię z tobą spędzać czas. Jesteś moim rozweselaczem.- spojrzałam na Wellingera który był chyba trochę zaskoczony moimi słowami. 
 - Cieszę się że już czujesz się lepiej.- powiedział poważnym tonem głosu a ja spojrzałam na zegarek. 
 - Chyba powinnam już się zbierać, dziękuję Ci.- wstałam z łóżka i złapałam za czapkę. 
 - Poczekaj, odprowadzę Cię, nie będziesz szła sama a nie wiadomo czy jeszcze jest.- chłopak zapiął suwak swojej kurtki a ja uniosłam brwi.
 - Ale kto jest? O czym mówisz?- spytałam zaciekawiona i założyłam swoje nakrycie głowy. 
 - Myślałem że pójdziesz do lekarza jak odzyskasz siły.- stanął w bezruchu a ja mimowolnie zrobiłam to samo.- Powinnaś komuś..- nie dałam mu dokończyć i wtrąciłam. 
 - Wybacz ale lepiej wiem co powinnam a co nie.- warknęłam nie obdarzając chłopaka nawet krótkim spojrzeniem. Wiem że chcę mi pomóc jednak włącza mi się mechanizm obronny, nie chcę znów zostać sama w obcym miejscu. W szpitalu z dala od taty. 
 - Aha, czyli nie masz zamiaru powiedzieć o tym nikomu?- bardziej stwierdził niż spytał zachowując resztkę spokoju za to mnie zalewała krew. 
 - Tak.- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.- Powiem ojcu i co? Zamkną mnie w szpitalu gdzie i tak nie ma dla mnie nadziei? Jeżeli to ma być mój koniec to pozwól że napiszę go swoim długopisem!- podeszłam do drzwi a moje usta zmieniły się w cienką linię. 
 - Cholera An!- skoczek uderzył ręką o stół.- Posłuchaj mnie.- powiedział znacznie łagodniej, z troską jednak ja nie umiałam pohamować emocji. 
 - Skoro chcesz dla mnie dobrze to pozwól abym sama podejmowała decyzję o sobie.- stwierdziłam surowo opierając się o drzwi a chłopak pokiwał delikatnie głową zbliżając się do mnie.- Zresztą nie mam najmniejszego zamiaru Cię słuchać! Niech Pan Idealny zajmie się..- nie zdążyłam dokończyć bo jego usta wpiły się w moje łącząc je w namiętnym pocałunku. Bez żadnego ostrzeżenia, po prostu.. Nie opierałam się a wręcz przeciwnie. Jedną dłoń wplątałam we włosy młodzieńca gładząc go po karku a drugą ułożyłam na umięśnionym ramieniu chłopaka wbijając w nie paznokcie. Ten cicho syknął po czym popchnął mnie na drzwi i całkowicie skrócił dystans dzielący nasze ciała. Całował zachłannie ale jednocześnie namiętnie a ja całkowicie oddałam się pokusie. Jego ręce błądziły po moich plecach, tali, pośladkach a usta składające gorące pocałunki na moich wargach sprawiały że od stup do głów przechodził przeze mnie dreszcz rozkoszy. Jeszcze nigdy nie podporządkowałam się tak żadnemu chłopakowi, nigdy nie czułam się tak bezbronnie i przyjemnie jednocześnie. Gdy obojgu zabrakło tchu oderwaliśmy się od siebie głęboko oddychając. Próbowałam coś powiedzieć jednak przez moje gardło ciężko przechodziły jakiekolwiek słowa. 
 - Przepraszam, miałaś rację.- Andreas cicho wyszeptał ze skruchą a ja przełknęłam głośno ślinę nie wiedząc co ze sobą zrobić.. co on ze mną robił. Nie po to przez tyle lat budowałam lodową fortecę w swoim sercu żeby on jednym dotykiem swoich warg rozpalił w nim pożar. 
 - Andreas, myślę że powinniśmy o tym zapomnieć.- powiedziałam drżącym głosem spoglądając na twarz chłopaka. To, co ujrzałam w jego oczach sprawiło że czułam się okropnie. To był ból, malował się na jego twarzy wraz z niedowierzaniem. 
 - Zapomnijmy?- spytał bez żadnych emocji, pustym głosem unosząc moją brodę tak,żebym spojrzała prosto w jego błękitne tęczówki wypełnione bólem. Po moim policzku spłynęłam niekontrolowana łza którą chłopak otarł kciukiem wymijając mnie.- Nie płacz, zapomnę.- poczułam za sobą chłód z otwartych drzwi lecz nie miałam odwagi by się odwrócić.
 - Andi..- wydukałam przez łzy ale on już tego nie słyszał. On już o mnie zapomniał. 





Da bum tsss xD Rozdział mega długi i jeżeli Ktoś wytrwał do końca bardzo proszę aby podzielił się swoimi wrażeniami czy uwagami co o tego powyżej. Osobiście raczej nie mam zastrzeżeń ale nie chcę sama oceniać więc wolę oddać go w Wasze ręce :) 
Chciałabym zadedykować go Cytrynowej która jest ze mną, a właściwie z  nami (Ania pozdrawiam Cię:*) od samiutkiego początku, ba od poprzedniego bloga i nadal czyta moje wypociny <3 Po prostu taka czytelniczka to skarb! Dziękuję :* 
No i co do Mistrzostwa Świata w Falun: jestem bardzo szczęśliwa że chłopakom udało się zdobyć brąz i ogólnie podobało mi się to podium w drużynówce :D 
To chyba tyle.. pozdrawiam i pamiętajcie aby pozostawić po sobie choćby najdrobniejszy ślad :* 

niedziela, 15 lutego 2015

7. Chyba jednak nie wszystkie księżniczki wyginęły

 Gdy zauważyłam na podjeździe samochód Samanty wyszłam z domu i pomachałam dziewczynie która przywitała mnie promienistym uśmiechem. 
 - Powiem Ci że nie zła ta bryka.- zamknęłam drzwi samochodu i przejechałam ręką po skrzyni biegów.
 - Nie prowadziłaś nigdy? Wiesz.. to nie jest takie trudne, wystarczy tylko się skupić trochę tu tam i ten.. no wiesz.- zaśmiała się a ja zapięłam pasy gdy dziewczyna ruszyła z piskiem opon. 
 - Dziewczyno, jeździsz jak szatan! Kto Ci dał prawo jazdy?- odetchnęłam z ulgą gdy stanęłyśmy na światłach. 
 - Mój tata jest mechanikiem, ma niewielki zakład stąd to cacko a jak chodziłam na prawko to trafił mi się naprawdę sympatyczny nauczyciel.- poruszyła zabawnie brwiami a ja wybuchnęłam śmiechem.
 - No nie wierzę! Chłopak się w tobie zakochał a ty go wykorzystałaś? O proszę!- pokręciłam głową z rozbawienia a Sami zaczęła opowiadać że ta miłość nie miała by sensu bla bla bo na końcu okazało się że między nimi brakuję "chemii".
 - I tak oto jestem singielką.- pociągnęła nosem udając smutek. 
 - A między tobą a Stefanem ta chemia jest?- widać było zaskoczenie ale chyba też zakłopotanie na twarzy ciemnowłosej. 
 - Co ty w tej swojej blond główce sobie ubzdurałaś?- stuknęła mnie w czoło a jej policzek przybrał różowego koloru. 
 - Rumienisz się! Ale nic dziwnego, Stefan to na prawdę fajny chłopak jest.- dziewczyna już miała zaprzeczyć ale poklepałam ją po ramieniu a ona wywróciła tylko oczami. Wiedziałam że Kraft jej się podoba i co najlepsze z wzajemnością. Nie ciągnęłam jej za język, jak będzie chciała to mi powie a na razie chyba jeszcze to do niej nie dotarło. Obie w znakomitych humorach obchodziłyśmy chyba wszystkie sklepy odzieżowe w największej galerii w całej Austrii! Gdy moje nogi domagały się przerwy wchodziłyśmy do butiku zasiadając w fotelach pod pretekstem zakupu kozaków. Kupiłam sobie luźny i bardzo ciepły sweter oraz ciemne rurki, które idealnie do niego pasowały. Sami zaś obładowała się niczym na wojnę gdyż twierdzi, że nic co ma w domu nie nadaję się na wyjazdy na zawody. Ja nie chcąc wydawać zbyt wiele pieniędzy swoje zakupy trochę ograniczyłam ale i tak byłam bardzo zadowolona. Po powrocie przywitałam się z ojcem i udałam do swojego pokoju. Położyłam na łóżku i odpoczywałam bo jednak dla mnie tyle chodzenia po sklepach to nie lada wysiłek. Czas do zawodów zleciła szybko, zwłaszcza że na chwilę przysnęłam ze słuchawkami w uszach. Na szczęście tata obudził mnie w porę i miałam jeszcze trochę czasu na ogarnięcie się. Lekki makijaż i rozpuszczone włosy do mojej kochanej czapki. Idealnie. Wyszłam z domu i czekałam na Waltera który wrócił się po kluczyki. Nonszalancko oparłam się o maskę samochodu i rytmicznie stukałam o nią palcem gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na swojej. Szybko odsunęłam swoją rękę aż podskoczyłam.  
 - Thomas? Jezu, przestraszyłeś mnie.- wypuściłam z ust powietrze i uniosłam kącki ust na widok chłopaka. Pamiętam jak kiedyś ojciec uparł się żebym wreszcie zaczęła się z kimś spotykać a Thomas - inteligentny, zabawny i wykształcony chłopak z sąsiedztwa- zdaniem taty idealnie się do tego nadawał. Nie chcąc zranić mojego rodziciela umówiłam się kilka razy z Thomasem mimo że był okropnym nudziarzem nie w moim stylu. Na całe szczęście on wyjechał na studia a ja w spokoju odizolowałam się od facetów. 
 - Przepraszam, nie chciałem.- uśmiechnął się unosząc ręce w geście poddania.- Dużo się nie zmieniłaś, nadal pięknie wygładzasz.- niby cały czas taki.. jak to on, ale miło zobaczyć kogoś znajomego.
 - A ty nadal szarmancki. Tak w ogóle co ty tu robisz? Nie w Berlinie?- uniosłam brwi a chłopak wzruszył ramionami. 
 - Powiedzmy że zrobiłem sobie przymusowe wakacje.- puścił mi oczko i po przywitaniu się z ojce który do nas dołączył obiecał że odwiedzi nas przy najbliższej okazji. Odetchnęłam z ulgą gdy wreszcie ruszyliśmy do Bischofshofen. Na miejscu jak nigdy, tryskałam energią! Pomogłam Sami ze sprzętem po czym udałam się na trybuny w mojej ukochanej czapce ala Morgenstern. Atmosfera wśród kibiców była niedopisania. Każdy świetnie się bawił i dopingował swoich ulubieńców. Pierwszy z Austriaków skakał Fettner który przekroczył punkt konstrukcyjny jednak przy takich dobrych warunkach nie popisał się. Zdzierałam gardło jak głupia gdy skakali reprezentanci mojego kraju ale ostatek sił zostawiłam na najlepszą dziesiątkę. Gdy na belce zasiadł Andreas mocno zacisnęłam kciuki i automatycznie wstrzymałam oddech. Przy wyjściu z progu było lekkie zachwianie jednak szybko to skorygował a odległość była na prawdę imponująca. Po pierwszej serii prowadził Michael a Wellinger uplasował się na 5 pozycji co mnie bardzo cieszyło szczególnie że tuż przed nim był Ammann. Podczas przerwy postanowiłam zejść z trybunów i pogratulować Hayboeckowi który kręcił się koło domków. 
 - Michi, spisałeś się na medal, dosłownie!- wyszczerzyłam się a blondyn się zaśmiał. 
 - No, taki doping to ja rozumiem. Tylko żebyś mi nie zapeszyła.- rozbawiony pogroził palcem a ja zasalutowałam. 
 - Ma się rozumieć! Ale nie musisz wygrywać, u mnie doping masz zawszę.- wypięłam dumnie pierś mówiąc całkiem poważnie. Jak zwykle nie udało nam się dłużej porozmawiać bo trener poprosił do siebie skoczka, żeby dać mu kilka uwag co do skoku. Pokazałam tylko uniesiony kciuk i poszłam do automatu po gorącą czekoladę. Włożyłam do środka monetę i czekając na napój nuciłam piosenkę, którą od rana miałam w głowie kręcąc przy tym w rytm tyłkiem. 
 - Hey, I just met You, and this is crazy, but here is my number, so call me maybe?- nie pamiętając reszty słów nuciłam cicho pod nosem melodię gdy usłyszałam znajomy głos.
 - Wolę sms'y. Jednak miło z twojej strony że się starasz.- wesoły ton głosu Niemca aż mnie sparaliżował. Zagryzłam wargę, krzywiąc się na samą myśl że ktoś słyszał moje fałszowanie i powoli odwróciłam się na pięcie. 
 - Przecież wiedziałam że tam stoisz, tylko się zgrywam.- szturchnęłam go w ramię, próbując zachować powagę ale jego śmiech mi tego nie ułatwiał. Gdy już się opanował, pokręcił głową z politowaniem a ja zapukałam w metalową maszynę.
 - No co jest z tą czekoladą?- westchnęłam zastanawiając się czy aby na pewno wcisnęłam odpowiedni guzki. 
 - Odejdź kobieto, tu potrzeba męskiej ręki.- Wellinger zaciągnął rękawy a ja prychnęłam ze śmiechem. 
 - Aha, czyli jak dziewczyna to tylko do garów? Wybacz ale twoja męska ręka nie będzie mi potrzebna. Księżniczki już dawno wyginęły.- powiedziałam pewna siebie a skoczek splótł ręce na klatce piersiowej i oparł się o ścianę budynku ze swoją arogancką postawą, uważnie mi się przyglądając. Dla pewności zajrzałam czy w kubku nie znajduję się już mój napój. Niestety naczynie było puste więc nacisnęłam ponownie guziki. Gdy zauważyłam brak reakcji zdenerwowana uderzyłam pięścią o blachę, zapominając o pierścionku, który wbił się w mój palec. - Cholerny automat.- warknęłam pod nosem zdejmując srebrną ozdobę. Kątem oka spojrzałam na Andreasa. Widać było zadowolenie na jego twarzy wymieszane z rozbawieniem. Cholerny Wellinger.
 - Chyba jednak nie wszystkie księżniczki wyginęły.- powiedział z przekąsem a ja miałam ochotę go udusić, jednak moja bezsilność wygrała. 
 - Pomożesz?- prawie niesłyszalnie wyszeptałam a chłopak ciepło się uśmiechnął. Cóż.. nadal miałam ochotę zrobić mu krzywdę ale nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam uśmiech. Zaciekawiona i trochę już zła, przyglądałam się poczynaniom skoczka. Ten kucnął z boku urządzenia i podłączył wtyczkę. I tylko tyle? To po to była potrzebna ta jego "męska ręka"?!
 - I nie mogłeś mi tego powiedzieć?- rozłożyłam ręce a chłopak łobuzersko się uśmiechnął, wyjmując kubek z automatu. 
 - Mogłem, ale tak było zdecydowanie zabawniej.- nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem.- I wcale nie myślę że jak dziewczyna to tylko do kuchni.- przeczesał dłonią włosy mówiąc poważnym głosem. 
 - Serio?- odsunęłam od twarzy kubek a Andreas się rozciągnął.
 - Jest jeszcze sypialnia.- poruszył zabawnie brwiami a ja rzuciłam go śnieżką.- Hejj, żartowałem.- uniósł ręce a ja pokręciłam z rozbawieniem głową. Wypiłam czekoladę na pół ze skoczkiem żartując i wspólnie rozmawiając. 
 - Trzymam za ciebie kciuki ale uważaj na siebie.- poczochrałam mu włosy a on zrobił obrażoną minę i od razu sam zaczął je "rozczesywać" choć jeszcze bardziej je naelektryzował. 
 - Zawszę uważam ale tam na górze nie wszystko zależy ode mnie.- spojrzał na skocznię a potem znów na mnie.- Martwisz się o mnie?- uśmiechnął się a ja wzruszyłam ramionami. 
 - Może trochę, ale tak tylko odrobinę.- powiedziałam obojętnym tonem a Andreas dźgnął mnie w żebro. 
 - Ok, to ty trzymaj za mnie kciuki a ja idę na rozgrzewkę.- wszystko dokładnie gestykulował z autentyczną powagą a ja zagryzłam wargę żeby powstrzymać śmiech. 
 - Powodzenia Andreas.- powiedziałam cicho i mocno wtuliłam się w skoczka który zdawał się być zdziwiony. Pokazałam mu zaciśnięte dłonie i szybkim krokiem wróciłam na trybuny. 





Dzień dobry! Przepraszam że tak długo nie było nic nowego ale mam sporo nauki :/ Rozdział dość długi, mam nadzieję że Wam się podoba bo powiem szczerze że długo się z nim męczyłam :P 
Oglądałyście skoki? Ja osobiście jestem pod wrażeniem wczorajszego skoku Prevca, a to co pokazał dzisiaj Fannemel to piękno samo w sobie :D Szkoda trochę Piotrka Żyły ale pierwszy skok mimo wszystko był dobry. Już nie mogę się doczekać MŚ i powrotu Ammanna, Bardala no i oczywiście Wellingera! Wy też? 
Pozdrawiam serdecznie :* 

wtorek, 3 lutego 2015

6. Czytasz mi w myślach kotku!

 Wieczór dłużył mi się niemiłosiernie, a ja nie mogłam doczekać się kolejnego dnia, zawodów, spotkania ze.. znajomymi? Chyba nawet bardzo dobrymi znajomymi. Nigdy nie miałam osoby której mogłabym się wygadać, ufać czy choćby zabawić się (na miarę moich możliwości). W dzieciństwie większość czasu zleciała mi na notorycznym przesiadywaniu w szpitalu lub w domu, a przecież przyjaźń wymaga pielęgnacji. W szkolę nigdy z nikim się za dobrze nie spoufalałam, dzieci w moim wieku wtedy nie byli zbyt wyrozumiali, wręcz przeciwnie.. Samanta jest mi bliska, nie przeszkadza jej moja choroba, zachowuję się jakbym niczym się od niej nie różniła. Jakbym też była pełna życia. Tylko szkoda że tak nie jest. Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej a dawcy nadal nie ma. Gdy jako dziecko wygrałam z białaczką obiecałam sobie że już nigdy nic mnie nie złamie, że mogę wszystko, przecież jestem silna.. Ale nawrót choroby to zmienił. Nadal nie pojmuję dlaczego akurat mnie los rzuca takie kłody pod nogi. Naprawdę na to zasłużyłam? Westchnęłam przerywając swoje przemyślenia i z impetem obróciłam się po raz setny na drugi bok, próbując znaleźć godną pozę do spania. Spojrzałam na zegarek - 23;20 a ja nadal nie mogę usnąć. Głęboko i ciężko wciągnęłam powietrze do płuc aż w końcu nie wytrzymałam i wstałam na równe nogi by uchylić okno. Poczułam chłodny wiatr i dreszcz przeszywający moją bladą skórę i zwinnie wskoczyłam pod kołdrę, szczelnie się nią owijając. Zamknęłam powieki i starłam się myśleć o czymś przyjemnym ale to też za wiele nie pomogło. Zirytowana, a może zrezygnowana sięgnęłam ręką do szafki nocnej na której znajdowała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz który wskazywał że minęły zaledwie cztery minuty odtąd ostatni raz sprawdzałam godzinę. Nie wiem co mną kierowało ale postanowiłam napisać sms'a do Andreasa. Może on też cierpi dzisiejszej nocy na bezsenność? 
 "Witam pana :) Mam nadzieję że Cię nie obudziłam ale... śpisz już?" 
Ku mojemu zdziwieniu nie musiałam długo czekać na odpowiedź bo już po chwili rozbłysnął mój wyświetlacz. 
 "Nie śpię proszę pani bo czytam notatki, matura wzywa :( A ty? Jest już późno, dlaczego nie śpisz?" 
O ile wcześniej nie wiedziałam co mną kieruję to teraz postradałam wszystkie zmysły pisząc to, co pierwsze przyszło mi do głowy. 
"Bo nie powiedziałeś mi dobranoc." 
Chyba dopiero po fakcie powoli mój  mózg zinterpretował te kilka tak idiotycznych słów. Byłam pewna że moja twarz przybrała czerwonego koloru ale cóż, głupia An po dobranocce nie myśli. Leżałam na plecach ściskając telefon i co chwilę zaglądając w wiadomości. Po pięciu minutach po raz kolejny skarciłam się w myślach no bo przecież on ma zawody jutro, pewnie poszedł spać. Ostatni raz przeniosłam wzrok na wyświetlacz który dokładnie w tej chwili zasygnalizował że przyszła mi nowa wiadomość. 
"No dobra, nie będę Cię dłużej męczył. Już oficjalnie - Dobranoc moja Królewno ;)" 
Zaśmiałam się pod nosem i odłożyłam urządzenie z powrotem na szafkę, zamykając swoje ciężkie powieki. Może to dziwne, ba na pewno dziwne ale usnęłam. I to dość szybko. Gdy promienie słońca wpadły wprost do mojego pokoju leniwie otworzyłam oczy i uśmiechnęłam spoglądając na zegarek. No to sobie pospałam dzisiaj ale po takiej nocy nie ma się co dziwić. Poszłam do łazienki, ogarnęłam się i zeszłam na dół "w pogoni za jedzeniem". 
 - Dzień dobry tatusiu!- zawiesiłam się staruszkowi na szyję i dałam buziaka. 
 - Oho, a co ty taka wesoła od samego południa?- wzruszyłam ramionami i spojrzałam przez okno.
 - Słońce świeci, ptaszki śpiewają.- wyszczerzyłam się jak najładniej umiałam.- No i zawody są!- wesoło krzyknęłam a tata pokręcił tylko głową. Zjadłam śniadanie i szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju po proszki które powinnam zażyć właśnie dlatego.. W połowie schodów stanęłam łapiąc się za głowę, która jakby eksplodowała. Czułam jak robi mi się niedobrze i powoli tracę równowagę więc osunęłam się po ścianie głęboko oddychając. Ciężko było złapać mi każdy najmniejszy wdech powietrza a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Oparłam głowę na kolana i starałam się powoli wciągać powietrze nosem. Po kilku sekundach otworzyłam oczy i uniosłam brodę czując jak moje płuca zaczynają normalnie funkcjonować a oczom ukazał się rawie idealny obraz. Zacisnęłam pięści i powoli wstałam ze schodka kierując się do drzwi mojego królestwa. Gdy już tam dotarłam opadłam na łóżko i czułam jak w moich oczach gromadzą się łzy. Zacisnęłam zęby, wzięłam leki i szybko mrugałam aby pozbyć się świeczek. O nie, nie będę płakała a już na pewno nie dzisiaj. 
 - Taaato!- krzyknęłam głośno a na schodach momentalnie słychać było gwałtowne kroki ojca. 
 - Jezu, co się stało?- w mgnieniu oka Walter przy mnie kucnął i położył dłoń na czole sprawdzając temperaturę. 
 - Tato nic mi nie jest.- pokręciłam głową uśmiechając się.- Mogę jechać z Samantą na zakupy?- Do zawodów jeszcze ponad..3 godziny.- spojrzałam na zegarek a potem na ojca który wyglądał jakby toczył wojnę ze swoimi myślami. 
 - Lubię Sami, chyba jest odpowiedzialną dziewczyną, prawda?- delikatnie uniósł kąciki usta a ja lekko się zdziwiłam.- Tylko uważaj na siebie i..- przerwałam mu przewracając oczami.
-..i miej włączony telefon.- doskonale znałam tą regułkę na pamięć. On zawszę był zbyt opiekuńczy ale miał do mnie zaufanie. Starał się zastąpić mamę, starał się za dwoje. Właśnie za to Go tak kocham. Chwyciłam za komórkę i wybrałam numer do Schiele. 
 - Para bailar, la Bamba! Para bailar, la Bamba! Se necesita una poca de graciaaa!- usłyszałam w słuchawce dobrze znany mi głos i wybuchnęłam śmiechem. 
 - Ee, Sami? Co ty robisz?- spytałam nadal się śmiejąc. 
 - Śpiewam mój dzwonek, a co? Nie podoba Ci się?!- starał się być poważna ale dałabym sobie rękę uciąć że na jej twarzy widnieje tak zwany banan. 
 - No moja droga, to już wiemy dlaczego jesteś fotografem a nie piosenkarką..- uwielbiam się droczyć, obojętnie z kim, po prostu uwielbiam. 
 - Z racji tego, że usłyszałam to z twoich ust, uznam to za komplement.- usłyszałam jej piskliwy śmiech i aż odsunęłam słuchawkę od ucha, robiąc to samo.- Ej co dzisiaj, znaczy przed zawodami robisz?- spytała widocznie zaciekawiona. 
 - Jadę z tobą na zakupy.- powiedziałam obojętnym tonem próbując założyć sobie bransoletkę jedną ręką c było nie lada wyzwaniem. 
 - Czytasz mi w myślach kotku!- odparła radośnie komunikując mi że będzie za pół godziny. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa i czekałam w kuchni na Samantę wyglądając przed okno. Gdy nadjechało jej czarne BMW wyszłam z domu i przywitałam się z dziewczyną. 





Halo? Jest tu jeszcze ktoś? :) Rozdział niezbyt ciekawy ale mam nadzieję że w następnym się poprawie! Mam pełne ręce nauki ale nie mogę się rozstać z tym blogiem <3 

Pozdrawiam :* 

niedziela, 18 stycznia 2015

Zawieszenie

 Niestety nie mam dobrych wiadomości dla tych z Was, które na bieżąco śledzą losy Any i Andreasa.. Blog zostanie zawieszony i nie jestem w stanie powiedzieć kiedy pojawią się jakieś nowe rozdziały, ale obiecuję że każdą z Was, która będzie tylko chciała poinformuję jak tylko pojawi się tu coś nowego <3 Bardzo Was przepraszam i mam nadzieje że jak najszybciej tutaj wrócę!