wtorek, 7 lipca 2015

10. Nie wiesz że dzieci nie powinno się wychowywać w kłamstwie?

*Andreas: W drodze powrotnej do hotelu cięgle miałem przed oczami obraz śpiącej Any, która nie chciała wypuścić mnie z objęć. Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie wczorajszej nocy, jednak wiem że czekam nas poważna rozmowa. Boję się o nią. Może jest silna, dzielna i na pierwszy rzut oka pełna optymizmu ale jest delikatna, nie ma w niej woli walki. Martwię się o nią. Jestem pewien że Walter pomaga jej, troszczy się o nią jak nikt inny ale ona nie chcę tej pomocy, nie chcę dopuścić myśli że wyzdrowieje i maskuje wszystkie swoje słabości, złe samopoczucie, zasłabnięcia. Musi odnaleźć motywację.. Nim się spostrzegłem byłem już na miejscu i najciszej jak tylko potrafię wkradłem się do pokoju nie budząc przy tym śpiącego jeszcze Marinusa. Położyłem się do łóżka jednak myśl o pewnej wrażliwej blondynce nie dawała mi usnąć. Kocham ją.               
*Ana: Nawet nie pamiętam kiedy ostatnim razem obudziłam się taka szczęśliwa. Mimo tego że bałam się reakcji ojca gdy dowie się o tym jakie relacje łączą mnie z Wellingerem i samego spotkania z chłopakiem, to nie mogłam się doczekać zawodów. Niezbyt wiedziałam jak mam się zachować przy Andreasie jednak musimy wszystko wyjaśnić i ustalić. Nie wiem czy sam skoczek ma świadomość w co się pakuję. Obiecałam sobie że powiem Walterowi o tym, że mimo stabilnego stanu często tracę siły i "odlatuję", że będę regularnie chodziła na wizyty do szpitala i zacznę się starać jednak w moim przypadku każdy dzień jest wyzwaniem i nie wiadomo które będzie ostatnie. Z wyjazdami na PŚ mogę się pożegnać, co za tym idzie nie będę widywała się z moim skoczkiem. On się uczy i mieszka w Niemczech, ja nie widzę możliwości opuszczenia Austrii. Jednak gdyby znalazł się dawca, bez namysłu zgodziłabym się na przeszczep a wtedy gdyby Wellinger myślał o nas poważnie wszystko mogłoby skończyć się inaczej. Mimowolnie uśmiechnęłam się spoglądając na róże które zajęły honorowe miejsce tuż przy moim łóżku w flakonie i zeszłam na dół aby przygotować sobie posiłek.
 - Co my tutaj mamy?- westchnęłam cicho, zaglądając do lodówki.- Ser, sałata, masło.. chyba będzie- wyjęłam potrzebne produkty, jednak zanim zaczęłam sporządzać kanapki, włączyłam pierwszą lepszą stację radiową. Po posileniu się wzięłam odpowiednie leki i zadzwoniłam do ojca. - Za ile będziesz w domu? Halooo?- przedłużyłam ostatnią głoskę i uśmiechając się do słuchawki. 
 - Córciu nie mogę teraz rozmawiać, będę za niedługo, szykuj się bo musimy na skoczni być wcześniej. Kocham Cię.- mężczyzna powiedział na jednym wdechu, najwyraźniej na prawdę nie mógł rozmawiać.
 - Ok, ja Ciebie też.- pożegnałam się z rodzicem zanim spostrzegłam że połączenie zostało już zakończone. Czas do zawodów zleciał mi bardzo szybko ponieważ usnęłam na kilka godzin przed wydarzeniem. Pod skocznią byliśmy zanim pojawili się skoczkowie, nawet Samanty jeszcze nie było. Poszłam na trybuny przyglądając się zgromadzonym już kibicom, czekającym na otwarcie bram. Niektórzy mieli wielkie transparenty z zabawnymi napisami, jeden był chyba zrobiony z prześcieradła z napisem "Mamo żyję!" niczym na festiwalu Woodstock. Pewna wysoka brunetka trzymała tabliczkę z napisem "Schlieri wyjdziesz za mnie?". Uśmiechnęłam się nieznacznie, przypominając sobie małą siebie gdy napisałam kredką na ścianie "Simi  leć daleko!". Moją przypominajkę przerwały krzyki kibiców biegnących w stronę barierek po jak najlepsze miejsce. Doszedł mnie też krzyk Sami, która z daleka mi machała. Uśmiechnęłam się łobuzersko i schyliłam aby zebrać trochę białego puchu. Ulepiłam zgrabną kulkę, przymierzyłam się i rzuciłam śnieżkę jak najdalej umiałam a dziewczyna zaczęła gestykulować coś rękoma. Wyglądało to komicznie dopóki śnieżka nie uderzyła prosto w twarzy mężczyzny wychodzącego z domku tuż koło Samanty. Przygryzłam zdenerwowana dolną wargę i szybko podbiegłam do mojej "ofiary" i dziewczyny odgarniającej nieznajomemu śnieg z policzków. Gdy podeszłam do śmiejącej się dwójki osłupiałam.
 - Nie wierze..- cicho wyszeptałam z nadzieją że Thomas tego nie usłyszał. Tak, Thomas Morgenstern! Pogroził mi palcem po czym słodko się uśmiechnął.
 - Ta śnieżka w twarz to taki wasz rytuał powitalny?- zaśmiał się blondyn, puszczając oczko do Samanty, która zawtórowała mu tym samym, a ja gapiłam się na nich z niedowierzaniem. Oni się znają?! 
 - An uważaj bo się obślinisz.- przyjaciółka szturchnęła mnie w ramie wywołując u mnie rumieńce.
 - Nie śmieszne.- zmrużyłam oczy patrząc na szatynkę i przeniosłam wzrok na skoczka. - Bardzo Pana przepraszam, to było nie celowe. Znaczy celowe ale miało uderzyć Sami.- nieudolnie próbowałam się wytłumaczyć ale jak skoro metr ode mnie stał mój drugi największy idol, zaraz za Ammannem?
 - Nic się nie stało, przeżyłem już bliższe spotkania ze śniegiem.- skoczek był przesympatyczny i naładowany pozytywną energią a do tego dużo przystojniejszy niż w telewizji.  jak prawie 3/4 jego kolegów.- I tylko nie "pan", jestem aż taki stary? Mów mi Morgi.- podał mi rękę i obdarował przyjaznym uśmiechem.
 -Miło mi, Ana.- uścisnęłam jego dłoń i szeroko uśmiechnęłam.- Tak w ogóle masz przyjemność poznać swojego najwierniejszego kibica!- podczas rozmowy jak zdołałam wywnioskować Samanta poznała się z Mrgensternem podczas sesji zdjęciowej do gazety, w której Sami jest zatrudniona a raczej - jak ona twierdzi - uczęszcza na praktyki.
 - Tato, tato!- usłyszałam wesoły, dziecięcy głosik i spojrzałam na dziewczynkę ciągnącą Thomasa za rękaw kurtki. 
 - Słucham księżniczko.- powiedział uśmiechnięty, podnosząc Lili na ręce. Jego córeczka była śliczna i bardzo urocza, nie trudno się domyśleć po kim. 
 - Bo Wujek Kjaft powiedział źe lata dalej do Ciebie! Pjawda że Ty latasz najdalej?- dziewczynka mówiła z takim zaangażowaniem że mieliśmy niezły ubaw. 
 - Nie mówi się wujek Kraft tylko wujek Stefan kochanie. Oczywiście że ja dalej latam!- powiedział tak głośno by siedzący w domku obok nas Stefan mógł to usłyszeć.
 - Nie wiesz że dzieci nie powinno się wychowywać w kłamstwie?- zawitał do nas uśmiechnięty brunet przejmując Lili z rąk Thomasa i podrzucając do góry, co wywołało fale śmiechu u dziewczynki. Staliśmy tak dłuższą chwilę po czym mała pani Morgenstern nieśmiało chwyciła mnie za rękę i błagalnym tonem spytała czy się z nią pobawię bo"wujek Kraft poszedł ćwiczyć żeby być lepszy od tatusia". Spojrzałam pytająco na ojca dziewczynki który posłał mi uśmiech i z chęcią wyraził zgodę. Ja zaś zawszę lubiłam się bawić z dziećmi i myślę że miałam z nimi dobry kontakt więc dla mnie była to czysta przyjemność bawić się z takim słodkim maluchem. 
 - Ale powie mi pani jak będzie leciaj wujo Szfili i Klaft? I wujek Miśi! To śą najlepsi pszijaciele tatusia, oni są śuper!- dziewczynka entuzjastycznie klasnęła w ręce a ja cicho się zaśmiałam.
 - Oczywiście kochanie. I jeśli chcesz mów do mnie Ana.- przyjacielsko się uśmiechnęłam i zaczęliśmy robić to, co dzieci zimą lubię najbardziej zaraz po sankach. Lili nazbierała dużą kupkę śniegu a ja zaczęła formować z niej trzy kule. Co chwilę spoglądałam na skocznię oraz na telebim sprawdzając wyniki oraz to, kto zaraz będzie skakał.
 - Zobacz Lili, znasz pana Thomasa Dietharta? Właśnie skaczę.- wskazałam palcem na rozbieg skoczni a dziewczynka pokazała mi rządek swoich białych mleczaków. 
 - To jeśt wujek od świnki.- skok Austriaka był przeciętny jednak dziewczynka tuż po wylądowaniu skoczka zaczęła skakać i bić brawa. Ona jest niesamowita! A tak prawdę mówiąc też chciałabym mieć takich wujków jak ona. Pierwsza seria zleciała dość szybko, prowadził Rune Velta a tuż za nim Noriaki Kasai oraz Michael Hayboeck. Wellinger uplasował się na 5 miejscu co jak dla mnie było również bardzo dobrym wynikiem. Gdy kończyłyśmy z małą nasze arcydzieło co chwilę rozglądałam się za Andreasem, przed zawodami nawet nie zdążyłam mu życzyć powodzenia, ba nawet go nie widziałam. Lili widząc co chwilę przechodzących koło niej "latających panów" zostawiła bałwana i uznała za ciekawsze przybijanie piątek, więc korzystając z chwili odpoczynku usiadłam na ławce. Nim na dobre zdążyłam się rozsiąść ktoś od tyłu zasłonił mi rękoma oczy a moje kąciki ust powędrowały do góry. Albo ktoś z Austria Team albo..
 - Ciociu czy to jeśt wujek?- zanim zdążyłam coś powiedzieć "tajemniczy" żartowniś uwolnił moje oczy próbując pohamować śmiech. Niepewnie odwróciłam się w stronę Wellingera i również zaczęłam się śmiać. Dziewczynka pokiwała głową i nie dostając odpowiedzi wróciła do poprzedniego zajęcia. 
 - Cześć wujku?- bardziej spytałam niż powiedziałam spoglądając na uśmiechniętą twarzy chłopaka.








Hej. Cześć. Witam ponownie? Ok, kompletnie nie wiem jak zacząć :(  Nie było mnie tu kupę czasu i nie oczekuję że ktokolwiek będzie jeszcze chciał to czytać, jednak nie mogłam tak zostawić tego bloga, tak bez dokończenia. Byłabym nie sobą. 
Ktoś? Coś? 
Buziaki ;**